Wybory samorządowe 2024

  • 27 marca 2024
  • 28 marca 2024
  • wyświetleń: 2101

Magdalena Madzia dla bielsko.info. "Władze zapomniały, że siłą miasta są mieszkańcy i ich różnorodność"

Siedmioro kandydatek i kandydatów wystartowało w wyścigu o najważniejsze miejskie stanowisko w Bielsku-Białej. Dziś zapraszamy do lektury wywiadu z Magdaleną Madzią, startującą z ramienia komitetu DoBBre Miasto.

Magdalena Madzia dla bielsko.info: "Władze zapomniały, że siłą miasta są mieszkańcy i ich różnorodność"
Magdalena Madzia dla bielsko.info: "Władze zapomniały, że siłą miasta są mieszkańcy i ich różnorodność" · fot. materiał prasowy


Trudno jest dzisiaj pytać Panią - czy innych kandydatów i kandydatki - o to, co zrobiliby inaczej w ciągu kadencji niż urzędujący prezydent. Oczywiście można by, ale w obliczu pandemii czy wojny w Ukrainie trudno by było zweryfikować, na ile te odpowiedzi pokrywałyby się z rzeczywistością.

Pewne dobre praktyki jednak pojawiały się w przestrzeni publicznej i można było z nich czerpać. Wyciągnęliśmy sporo nauki dotyczącej zarządzania miastem w sytuacji kryzysowej pandemii, czy tak bliskiej naszej granicy wojny. Chociaż po sytuacji ze spółką Aqua z marca ubiegłego roku — mam pewne wątpliwości czy mimo tych doświadczeń zarządzanie kryzysowe działa w mieście tak jak powinno.
Obserwowałam tę sytuację ze swojej perspektywy — osoby sprawnej cyfrowo, która szybko mogła znaleźć w internecie informacje dotyczące skażenia wody w mieście. Znam też jednak ludzi, którzy wyrażali swoje oburzenie. I słusznie - nie zostali skutecznie poinformowani o zagrożeniu, a przecież dotyczyło ono zdrowia, a nawet życia.Nie docierały SMS-y, wszystko odbywało się przez internet, a przecież w akcję informacyjną mogły włączyć się służby miejskie. Ja piję wodę z kranu, ale po tamtej sytuacji nie czuję się z tym do końca komfortowo. Ta afera nie była też rozliczona, nie wiadomo co się dokładnie wydarzyło i dlaczego nie zadziałało.

Nic się też nie zmieniło - z naszą redakcją często kontaktują się mieszkańcy i mówią, że leci brudna woda. Trudno jest znaleźć informację w sieci.

Ta forma komunikowania się ze społeczeństwem jest po prostu ograniczona. W konsultacjach społecznych też ogranicza się informacje do BIP-u i stron internetowych, gdzie nie sposób codziennie zaglądać. Organizuje się je też w nieodpowiednich godzinach jak 8:30 czy 12:00, gdy ludzie są w pracy lub załatwiają inne sprawunki. Nie rozumiem jednak, dlaczego w sytuacjach kryzysowych stosuje się ten sam schemat - przecież tu zdarzają się sytuacje zagrażające zdrowiu czy życiu. Powinniśmy więc wypracować standard dobrego komunikowania się z ludźmi, by dotrzeć do nich z ważnymi informacjami jak najszybciej i nie wykluczając z obiegu informacji żadnego z mieszkańców.

Jakie jeszcze widzi Pani braki w polityce miejskiej?

Powinniśmy prowadzić takie programy, które dotyczą realnych problemów mieszkańców i które można poprzeć bez względu na to, jaka opcja polityczna jest u władzy. Gdy udzielałam wywiadu Radiu Katowice, to usłyszałam, że tak się nie robi polityki - z ust polityczki, która działa w mieście od kilku kadencji. Twierdziła, że to czy coś jest dobre, zależy od układanki politycznej i dyscypliny w głosowaniu. Dla mnie to było spore zaskoczenie, bo mówimy o zwykłych problemach, które nie są ani nietypowe dla Bielska-Białej, ani nowe. Powtarzane są w każdej kampanii, a potem z różnych powodów są traktowane po macoszemu. Choćby mieszkalnictwo - brakuje mieszkań dla osób, które chciałyby związać się z naszym miastem, a nie mają jak. Ono się wyludnia, studenci po studiach wyjeżdżają do innych miast, nad czym ubolewa też Urząd Miejski.

Dochodzą nas też bardzo wyraźne sygnały, że ta obecna polityka mieszkaniowa uniemożliwia ludziom planowanie swojego życia. To się przejawia w kilku płaszczyznach, choćby proceduralnej - chętni na mieszkanie czekają na nie w Bielsku-Białej po kilka lat. Ostatnio natrafiłam na taki artykuł z Katowic, że mieszkaniec był oburzony faktem, że po miesiącu od złożenia wniosku nie otrzymał odpowiedzi.
Ile takich artykułów by musiało powstać u nas? Niektórzy czekają po pięć lat, często tracą nadzieję, że w ogóle kiedykolwiek ten swój kąt dostaną. Albo żyją w przekonaniu, że trzeba całe życie czekać i być wdzięcznym, jak się w końcu dostanie.

W trakcie kampanii parlamentarnej mówiliście sporo o modelu wiedeńskim.

Tak, ten model chcielibyśmy realizować w kilku obszarach. Po pierwsze - przywrócenie pustostanów do puli mieszkań komunalnych. Chcielibyśmy wykorzystać określony procent budżetu miasta na remont tych lokali, by można było to zrobić. Tylko trzeba być w tym konsekwentnym i wydatkować te środki regularnie. Te lokale nie muszątylko pełnić funkcji mieszkaniowej, ale mogą być również wykorzystywane przez firmy czy organizacje pozarządowe, którym trudno jest się rozwijać - choćby z uwagi na czynsze.
Powiem więcej - w Bielsku-Białej nie tylko nie zmniejszamy liczby tych pustostanów, a tworzy się ich więcej. Niedawno blokowaliśmy eksmisję ludzi z jedenastu lokalizacji na terenie miasta, między innymi z ul. Barlickiego. Centrum miasta się wyludnia i starzeje, ludzie narzekają, że nic się w nim nie dzieje. Okazuje się, że ludzi tam mieszkających przenosi się na obrzeża miasta - z raportu o stanie miasta wynika, że w ostatnich pięciu latach przesiedlono ponad 5000 osób z centrum. Dla kogo miasto chce pozostawić śródmieście?

To tendencje, które chcemy odwrócić. Więc nie tylko remonty i przywrócenie do puli mieszkań komunalnych pustostanów, ale też weryfikacja sprzedaży nieruchomości będących w zasobie ZGM-u, które upłynniają się w ostatnim czasie w zawrotnym tempie - a mogłyby przecież stanowić bazę mieszkań do remontu, jak i być gruntami pod dalszą zabudowę.

Trzecia kwestia - w Bielsku-Białej mamy mieszkania komunalne i socjalne, można też kupić nieruchomość na wolnym rynku. Tymczasem jest ogromna grupa ludzi, według szacunków to jest nawet 70% osób, które starają się o kredyt mieszkaniowy. To osoby, które zarabiają za dużo, by dostać mieszkanie komunalne i za mało, by móc je kupić na kredyt. Oni często decydują się przenieść do innego miasta - na przykład właśnie Katowic - w którym jest program mieszkanie za remont. Taki program chcielibyśmy wdrożyć w życie również w naszym mieście.

No właśnie, mieszkanie za remont. Czy nie myśli Pani, że to właśnie na ten program powinien być położony nacisk? Wiele osób nie zgadza się z rozdawaniem mieszkań, bo sami muszą spłacać kredyty.

To ważny punkt naszego programu wyborczego. Nasz plan jest prosty — remontujesz komunalne mieszkanie? Otrzymujesz stabilny wieloletni wynajem i płacisz tylko połowę obowiązującej stawki za mieszkanie komunalne. Zakres remontu i sposób realizacji umowy będzie oczywiście omawiany indywidualnie między ZGM a zainteresowanym mieszkańcem.

Takie podejście wraz z innymi punktami naszego programu to kompletnie nowe myślenie o relacjach mieszkańca z miastem. ZGM powinien wyciągać rękę do mieszkańców, być instytucją, która kojarzy się pozytywnie. Dziś niestety wielu Bielszczanom i Bielszczankom kojarzy się z licznymi życiowymi trudnościami, czasem niestety tragicznymi.

Miasto musi zapewniać mieszkania na najem, by realizować swoją politykę mieszkaniową i może korzystać z najlepszych praktyk, na razie nie ma jednak takiej woli.

Co ma Pani na myśli?

Wspieramy ostatnio mieszkankę, która miała być eksmitowana mimo tego, że jest samotną matką dwójki dzieci z niepełnosprawnościami i nie miała zaległości w czynszu. ZGM przez siedem lat pobierał pieniądze, a teraz twierdzi, że pani ma nieważną umowę. Takie traktowanie ludzi musi się zmienić. Mam takie poczucie, że władze zapomniały, że siłą miasta są mieszkańcy i ich różnorodność, a ich zadaniem jest zaopiekowanie się wszystkimi grupami społecznymi.

Widzą to też mieszkańcy, którzy nie raz nam mówią, że programy miejskie skierowane są najczęściej do wybranej grupy ludzi i pomija się tych wykluczonych. To widać też po stanie mieszkań komunalnych - one w momencie przekazania powinny być w odpowiednim stanie - takim, który pozwala na zamieszkanie. A nie, że się wchodzi, a tu tynk sypie się na głowę.

W jakich jeszcze obszarach widzi Pani to wykluczenie?

Przyszli do nas ostatnio młodzi ludzie, którzy uczą się w Bielsku-Białej i dojeżdżają. Korzystają z samochodów, bo nie ma biletów aglomeracyjnych. Płacą nie tylko za benzynę, ale też parkingi.
Brakuje też żłobków - przez długie lata były dwa, teraz są trzy, mimo że w całej Polsce liczba żłobków zwiększyła się. Najprężniej prowadzona jest polityka senioralna, ale też kilku kwestii brakuje - choćby w zakresie komunikacji miejskiej, trudno jest sprawnie dojechać do wszystkich lokalizacji, zwłaszcza biorąc pod uwagę fakt, że miasto się rozbudowuje.

Liczba pasażerów w miejskich autobusach z roku na rok jednak wzrasta.

Tylko czy sam wzrost liczby pasażerów ma decydować o tym, że wszyscy mają być szczęśliwi, a poprzeczkę mamy obniżać? „No dobra, trudno, podnieśli ceny biletów, co zrobić”, „No dobra, trudno, nie będzie darmowych przejazdów dla młodzieży”, „no dobra, trudno, obcięli mi kurs, ale się przesiądę” - tak możemy mówić i mówić, ale dopóki akceptujemy takie zmiany na gorsze, z którymi się nie utożsamiamy, to komunikacja w Bielsku-Białej nie będzie się rozwijać.

Przede wszystkim uważamy, że komunikację w Bielsku-Białej trzeba całkowicie przebudować. Siatka połączeń została stworzona dawno temu i te wszystkie zmiany, które się nanosi teraz, są kosmetyczne. Tu się dołoży przystanek, tu się troszkę wydłuży trasę, tu się zmieni godzinę, ale to nie rozwiązuje problemu. Miasto się rozbudowuje, jest wiele lokalizacji, do których nie można wrócić po drugiej zmianie w pracy. Brakuje biletów aglomeracyjnych, łączących komunikację miejską z pociągami.

Sporo się o tym mówi przy okazji rewitalizacji linii kolejowej nr 190 - ona miałaby być taką główną osią przyszłej kolei regionalnej.

No właśnie, ale tylko się mówi. I to od wielu kadencji. My zwyczajnie przez te lata odwróciliśmy się od kolei, nie wykorzystujemy nawet linii, które biegną przez miasto. Tak samo z linią 190 - już teraz, na etapie projektowania powinniśmy zastanawiać się, jak wykorzystać ją jako element infrastruktury miejskiej przebiegającej przez wszystkie osiedla.

Zwracam też uwagę na inną rzecz - nie chodzi tylko o wykluczenie komunikacyjne poszczególnych nowych osiedli. Często zdarza się, że trasy linii autobusowych niejednokrotnie się powtarzają i jednocześnie przebiegają przez centrum miasta - autobusy jadą ”w stadach”, jeden za drugim po tych samych odcinkach. Brakuje przy tym bezpośrednich połączeń na przykład między Złotymi Łanami a Osiedlem Karpackim. Do tego centrum się korkuje - także przez te autobusy. Tendencje w dużych miastach są jednak odwrotne - wyprowadza się ruch na obrzeża, centra oddając spacerowiczom i rowerzystom.

Kolejna sprawa - ten tunel przy teatrze. On ma być wyburzony, ale jeśli po poszerzeniu go nie będzie podłączony do siatki połączeń miejskich, to dodatkowo zakorkujemy miasto na kilka lat i nie da to żadnego efektu - poza zwiększeniem prędkości pociągów. Są inne rozwiązania, o których staramy się mówić - na przykład alternatywne zasilanie trakcji, dzięki czemu nie trzeba by było wyburzać tunelu. Trzeba też zwrócić uwagę na jego sąsiedztwo - czy po wyburzeniu i wycince drzew nasyp nie stanie się niebezpieczeństwem dla budynku Teatru? Otrzymałam informacje, że takie ekspertyzy nie były sporządzone.

Wiele mówimy o inwestycjach, wydatkach. To wszystko kosztuje, a zadłużenie miasta obecnie wynosi około 500 milionów złotych. Mieści się w limitach, ale w ostatnich latach się pogłębia.

Gdy obecna większość sejmowa dochodziła do władzy ze swoim programem, słyszeliśmy, że to będzie katastrofa dla Polski. Że ich programy związane z budownictwem, transportem i ochroną zdrowia czy podwyżkami dla pracowników samorządu są nie do zrealizowania. Minęło kilka miesięcy i weszły podwyżki dla budżetówki - z czego się bardzo cieszę, bo pracownicy urzędu czy instytucji kultury ich potrzebowali. Nie doszłoby do tego gdyby nie mądre operowanie deficytem budżetowym.

Z kolei jeśli chodzi już o Bielsko-Białą - jeszcze niedawno chciano wydawać 700 milionów, a może i więcej, na spalarnię śmieci, kolejne miliony na projekt nowej siedziby Banialuki. Miasto owszem, potrzebuje inwestycji, ale czy to są rzeczy pierwszej potrzeby? Pieniądze powinny być wydawane na bieżące potrzeby mieszkańców, bo nie biorą się z powietrza - każdą złotówkę trzeba oglądać dwa razy.
Mamy też strefę ekonomiczną przy ul. Grażyńskiego, która jest podległa pod Specjalną Strefę Ekonomiczną w Katowicach. Przepisy ochronne wygasają w 2026 roku, wtedy też kończą się wynajmy wielu firm tam zlokalizowanych - to kolejne tysiące miejsc pracy, a co za tym idzie wpływy do budżetu miasta. Interweniowałam w tej sprawie, przecież te firmy są niepewne swojej przyszłości, a w Jasienicy, Tychach czy Wilkowicach czekają tereny dla nich stworzone. My też mamy takie przestrzenie, ale pozostawiamy przedsiębiorców w niepewności.

Samorząd powinien inicjować takie rozmowy, a mam wrażenie, że te toczące się przed wyborami parlamentarnymi były pozorowane - nie dostaliśmy żadnej konkretnej odpowiedzi.

A jaka była?

Ogólna, że ministerstwo zrobi wszystko, by otrzymać miejsca w pracy w regionie. To nikogo nie uspokaja, wręcz pobudza wyobraźnię i wątpliwości. Jedyną stroną, która się wywiązuje ze swoich zadań, są związki zawodowe - one faktycznie dbają o to, by były przestrzegane przepisy zabezpieczające pracowników.

Mówimy sporo o pieniądzach i trudno się dziwić - bez nich nie ma polityki. Ratusz jednak wydaje je nie tylko na inwestycje czy programy społeczne, a dotuje klub piłkarski. Czy tak powinno być?

Temat Podbeskidzia elektryzuje mieszkańców, a nawet polaryzuje. Nie tylko ze względu na klub, ale też stadion, który jest zwyczajnie niewykorzystywany - nie traktowałabym tych tematów osobno. Pamiętam, jak kilka lat temu pan Okrzesik był w stanie stworzyć bazę sponsorów i ten klub funkcjonował bez wsparcia miejskiego. Ja jestem za podobnym rozwiązaniem - te środki, które przekazujemy teraz klubowi, mogłyby być przeznaczane na lepsze wykorzystanie stadionu, który jest w centrum miasta i na szkolenie młodzieży. Trzeba pomyśleć, co wtedy działało i dlaczego teraz nie działa.

A jak Pani postrzega przyszłość Bielska-Białej jako miasta uniwersyteckiego? Mamy już dwa uniwersytety w mieście.

Kiedyś jeszcze była filia Uniwersytetu Jagiellońskiego - działała w ograniczonym zakresie, ale skupiała się na kształceniu pedagogicznym. Był też „Bond”, czyli Bielski Ośrodek Naukowo-Dydaktyczny, który podlegał pod Akademię Ekonomiczną - zajęcia prowadzone były w Bielsku-Białej, a egzaminy w Katowicach. To wszystko sprawiło, że nie wyjechałam z miasta - mogłam się uczyć, studiować, a także pracować.

Dlatego też trzeba popracować nad ofertą dydaktyczną, by była możliwie jak najszersza. Ważne jest też zaplecze noclegowe i miejsce - sama zmiana tabliczki z nazwą uczelni nie zdecyduje o tym, by student po ukończeniu edukacji został w mieście.

Do tego dochodzi fakt, że z mapy znikają miejsca, w których młodzi ludzie mogą spędzać wolny czas. Poprzednie pokolenia czuły jeszcze przywiązanie do miasta, ale teraz ludzie są bardziej mobilni - mogą i pracować, i studiować zdalnie, mniej ich obchodzi, gdzie mieszkają. By zostali, muszą znajdować tu coś, co ich „przyciąga”.

Dziękuję za rozmowę.

Reklama

Komentarze

Zgodnie z Rozporządzeniem Ogólnym o Ochronie Danych Osobowych (RODO) na portalu bielsko.info zaktualizowana została Polityka Prywatności. Zachęcamy do zapoznania się z dokumentem.